Wakacje we Francji – jak spędziliśmy czas na Les Mediterranees Beach Garden

Sympatyczna pogodynka TVP 2 od lat wybiera kempingi na wakacje z dziećmi – zobacz jak ocenia tę formę wypoczynku!

Kemping – słyszałam to i owo o kempingach ale wakacje kojarzyły mi się raczej z wykupioną  wcześniej wycieczką, wyczarterowanym samolotem, podstawionymi pod lotnisko rozgrzanymi autokarami, które rozwoziły rozweselone już towarzystwo po okolicznych hotelach.

Potem leżenie dwa tygodnie na plaży i te same czynności tylko w drugą stronę – znowu rozgrzane autokary, które z okolicznych hoteli  zbierały zmęczone dwutygodniowym urlopem towarzystwo i zawoziły je na lotnisko. I fru do domu.

Miałam dość takich wakacji.

I wtedy – dosłownie z nieba – spadła na mnie propozycja od szefostwa Pytania na Śniadanie, żebym z fajną ekipą przygotowała szereg reportaży o kempingach Vacansoleil. I to było to. Właściwie wciąż jest bo od tamtej pory – a to już kilka dobrych lat – spędzamy rodzinne wakacje tylko na kempingach i tylko z Vacansoleil.

Teraz rzuciło nas na południe Francji – tak mniej więcej na środkowe wybrzeże. Marseillan-Plage. Oczywiście nad Morzem Śródziemnym. W Langwedocji, która słynie z pięknych plaż, wspaniałego jedzenia i wyśmienitego wina. A więc mają tam wszystko co Tygryski lubią najbardziej.

Zapakowani po dach, bladym świtem wyruszyliśmy ku przygodzie. O drodze nic nie będę mówić, bo każdy KAŻDY kto podróżuje autem z dziećmi poniżej piątego roku życia wie, że nie jest lekko.

Zatem – po chwilach miłych i tych mniej miłych, po godzinach spędzonych na autostradach, proszeniu małego Kubusia, żeby może jednak zrobił siku na stacji benzynowej, bo kolejny postój nie będzie tak szybko, proszeniu nawigacji, żeby może jednak pokazała drogę, którą jechaliśmy a ona jej nie widziała – dotarliśmy na miejsce. Szał.

Udobruchana i pogodzona z nami nawigacja pokazała, że do celu mamy już tylko 4 kilometry – przejechaliśmy przez  małe, urokliwe miasteczko – Marseillan- Plage i wjechaliśmy w dużą alejkę, wzdłuż której ulokowane były kempingi – nasz Les Mediterranes Beach Garden jest położony na samym końcu, więc nikt przypadkowy tu nie trafi, a i ruch aut jest mocno ograniczony. Kto ma dojechać to dojedzie – reszta trafia na swoje wcześniejsze kempingi.

Miły pan mówiący po angielsku – a to rzadkość we Francji – pokierował nas na parking dla świeżo przybyłych i zaprosił do recepcji. Recepcji ogólnej, bo byliśmy dość późno i recepcja Vacansoleil była już zamknięta. Ale jak się okazało nie był to problem. Pierwsze pytanie jakie zadała panu moja nastoletnia córka – czy macie tu wi-fi? Mają – jasne. Płatny ale w różnych wariantach. Na jeden dzień, na trzy dni, na tydzień, czy nawet na dwa tygodnie. Kupiliśmy. Dziecko- pardon- nastolatka zadowolona.

Po załatwieniu formalności mogliśmy podjechać do naszego domku. Domek Tahiti – pełen wypas- dwie łazienki, dwie sypialnie, duży salon z kuchnią i mój ukochany taras ze stolikiem oczywiście. Kocham te domki – serio.

Rzuciliśmy torby i hejże – zwiedzamy kemping.

Pięć gwiazdek to nie w kij dmuchał, więc mogłam spodziewać się tak jakby luksusu kempingowego. Nie zawiodłam się. Duży, przestronny kemping, z fajnie rozlokowanymi domkami- kemping podzielony jest na dwie części – pierwsza- z atrakcjami dla całych rodzin, dostępem do plaży (prawie oszalałam, jak to odkryłam, bo nie każdy kemping ma takie cuda), sklepem, piekarnią z której pachniało tak wspaniale świeżym pieczywem, że moje obcisłe spodnie pewnego dnia powiedziały dość, restauracją jakiej nie powstydziłoby się żadne centrum miasta i basenami.

Cóż – baseny to temat na osobną historię! W każdym razie było bardzo godnie na tych basenach. Celowo piszę basenach bo było ich kilka. Najmniejszy dla najmniejszych z ciepłą wodą i niezbyt głęboki. Kuba szalał tam całymi dniami. Drugi basen – z wodą już chłodniejszą ale typowy dla pluskania się dla trochę starszych. I trzeci basen – do pływania. Nie pluskania. Jest też miejsce z fontannami dla maluszków. Super. Gdyby pogoda nie dopisała można było szaleć na krytym basenie – pod dachem ale przy 30-stu stopniach i bezchmurnym niebie wszyscy raczej wybierali opcję basenu otwartego. I oczywiście – zjeżdżalnie. No tu to był totalny szał. Myślałam, że takie zjeżdżalnie to radość dla nastolatków – jakże bardzo się myliłam. Szaleli tam głównie tatusiowie!!! Nie wyłączając ojca moich dzieci! Tak naprawdę to był raj dla całych rodzin. Mamusie najczęściej smażyły się na leżakach (tak, ja też!) a reszta stada moczyła się w basenach.

Powiem Wam jak wyglądał nasz rozkład dnia.

Ranek – najczęściej pierwsza budziłam się ja i przyjemnym spacerkiem szłam po świeże, pachnące, chrupiące bagietki do piekarni , która oczywiście znajdowała się na terenie kempingu. Robiłam śniadanie, które jedliśmy oczywiście na tarasie naszego domku. Potem ja już dostawałam histerii, że muszę MUSZĘ biec na plażę, bo przecież słońce mi ucieknie.

Po dwóch dniach plażowego terroru moi zbuntowali się i nastąpił podział – matka na plażę, reszta towarzystwa na boisko grać w piłkę – kilkanaście metrów od naszego domu było boisko do piłki nożnej, plac zabaw dla dzieci i siłownia na świeżym powietrzu. Około godziny 13-14 spotykaliśmy się na basenie- tam dzieci pozbywały się swojej energii przez godzinkę, dwie i tacy lekko zmaltretowani wracaliśmy do domku na obiad.

Po obiedzie chwila odpoczynku, hops w auto i wycieczki. A było co oglądać! Ten kemping jest świetną bazą wypadową! Wspaniałe Montpellier, urokliwe Adge i Sete, pobliskie Marseillan z pięknym parkiem gdzie miejscowi każdego popołudnia grali w bule i w końcu Etang de Thau czy Bouzigues czyli królestwo ostryg. (Zobacz przewodnik po wybrzeżu Langwedocji-Roussillion)

Kolacja – obowiązkowo na mieście albo na terenie kempingu. Krewetki, ostrygi, małże św. Jakuba, małże, zupa rybna, omułki z kaszanką – mniam . Regionalne dania- czyli wszystko co trzeba zjeść będąc na południu Francji. Spokojnie – dla miłośników pizzy też raj – nie ma obawy. Po kolacji tradycyjna lampka, albo i dwie oczywiście na tarasie. A wino – wyborne. Dookoła kempingu kilka winnic, które zapewniają degustację i oczywiście zakup próbowanego wina.

Odpoczynek i relaks pełną gęba, ale nie na długo bo około 22.00 na kempingu dopiero rozpoczynało się życie! Mianowicie atrakcje wieczoru, czyli występy znanych i lubianych, a czasem po prostu fajna dyskoteka. My trafiliśmy na występ wyjątkowy – w środku tygodnia zawitał na nasz kemping Michael Jackson. Kompletny odjazd. Zjawili się chyba wszyscy kempingowicze. Pan artysta świetnie udawał Gwiazdę- tańczył, poruszał się nieprawdopodobnie. Dzieci szalały – hmm dorośli też. Po takiej dawce tańca i śpiewu to już tylko spać z dziećmi. Przepraszam – dzieci spać, a my na tarasik – przy świeczkach, latających nietoperzach kolejny relaks przy butelce zacnego wina ze słonecznych stoków południowej Francji. Uwielbiam!

Z pozdrowieniami Marzena Sienkiewicz

Mogą Cię również zainteresować